Forum  Strona Główna



 

Indie 2010

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Wyjazdy zagraniczne - inne kontynenty
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
andrzej



Dołączył: 20 Mar 2006
Posty: 338
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 20:53, 21 Lut 2011    Temat postu: Indie 2010

Cz.1 - Indie północne

Podróż z Nepalu
Do granicy z Indiami w Sonauli dotarłem po bardzo męczącej, kilkunastogodzinnej podróży autobusem z Kathmandu w Nepalu. Dzień przed wjazdem na terytorium Indii, o mały włos, a padłbym ofiarą lokalnych bandytów polujących na osoby przekraczające granice. Na szczęście właściciele jednego z hoteli ostrzegli mnie o grożącym mi niebezpieczeństwie. Po nocy w ich hotelu rankiem, 24 października 2010 roku szczęśliwie przekroczyłem granicę i wylądowałem wraz z kilkoma zachodnimi turystami w autobusie jadącym do Waranasi.


Granica w Sonauli

Podróż do oddalonego o niecałe 300 km Waranasi zajęła prawie 14 godzin. Po drodze, obserwując mijane miejscowości miałem możliwość zobaczyć indyjską biedę, która w regionach przygranicznych jest trzeba przyznać straszna. Krajobraz tych terenów jest bardzo łagodny i całkowicie płaski. Duża odmiana po przedgórzach Himalajów, przez które jechałem prawie cały poprzedni dzień.


Lepianki, których nie brakuję na terenach przygranicznych


Pomnik Indiry Gandhi w jednej z miejscowości po drodze

Waranasi
Do Waranasi dotarłem już po zmroku, szybko zameldowałem się w hostelu i wyruszyłem na spacer po ghatach, na których dokonuję się rytualnych kremacji, co w nocy robi duże wrażenie. Waranasi liczące ok. 1,2 miliona mieszkańców to jedno ze świętych miejsc hinduizmu. Oprócz kremacji zmarłych, wyznawcy tej religii odbywają tu także rytualne kąpiele w Gangesie, a także odwiedzają złotą świątynie boga Śiwy – jedno z najważniejszych miejsc kultu w Indiach. Kolejny dzień w całości poświęciłem na spacer wzdłuż brzegu Gangesu i po starym mieście Waranasi, uchodzące za jedno z najbrudniejszych miejsc na świecie. Jak możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach nie jest to twierdzenie pozbawione podstaw. Wąskie uliczki pełne śmieci i zwierzęcych odchodów robią na europejczyku szokujące wrażenie. Sądzę, że tak właśnie wyglądały ulice naszych miast w średniowieczu, gdy nie było służb oczyszczających, a zwierzęta żyły wraz z ludźmi nie tylko na wsiach. Ponownie zajrzałem też na Scindia Ghat by zobaczyć kremację. Z ciekawostek to powiem, że fotografowanie jest tam zabronione, oficjalnie z powodu ochrony czci zmarłych. Jednak strażnicy tego miejsca sami podchodzą do turystów oferując, że za drobną opłatą będzie można w ich towarzystwie robić zdjęcia.


Scindia Ghat, na którym odbywają się rytualne kremację


Zatopiona w mule Gangesu świątynia przy Scindia Ghat




Ghaty, ciągnące się na odcinku kilku kilometrów wzdłuż brzegu Gangesu


Stare miasto Waranasi


Jedna z ulic w centrum miasta

Ze względu na zmęczenie po lądowej podróży z Kathmandu zdecydowałem się na podróż do Delhi drogą lotniczą na pokładzie bardzo wygodnego Boeinga 737-900ER indyjskich tanich linii Spice Jet.

Delhi
Przylatując do stolicy Indii w myślach miałem tylko jedno: „Chcę zobaczyć normalne miasto, przecież stolica nie może wyglądać tak jak miejscowości, które widziałem do tej pory”. Obraz miasta przez szybę jadącego z lotniska autobusu początkowo był zachęcający, jednak gdy dojechałem do Old Delhi moje nadzieję na zobaczenie miasta w europejskim stylu zostały szybko rozwiane. Ta część stolicy Indii jest kłębowiskiem straganów, rikszarzy i bezpańskich psów takim samym, a może i gorszym bo gęściej zaludnionym, jak Waranasi. W jednym z barów spotkałem niemiecko-chorwacką parę, która poradziła mi by szukać hotelu na Main Bazar, gdzie korzystając z metra szybko się udałem. Metro w Delhi zasługuję na krótkie omówienie ponieważ jest to bardzo nowoczesny ale przy tym najbardziej zatłoczony system podziemnej kolejki spośród ponad 20, z których korzystałem w życiu. Dodatkowo jego funkcjonalność obniża konieczność skanowania bagaży, tak jak na lotniskach przed wejściem na stacje, co w godzinach szczytu powoduję ogromne kolejki. Ciekawostką jest też to, że z przodu składu znajduję się specjalnie wydzielona część tylko dla kobiet, a pracownicy ochrony dbają by mężczyźni uciekający przed tłokiem w męskiej części, tam nie przebywali. Po dotarciu na Main Bazar, odwiedzeniu kilkunastu hoteli i intensywnym targowaniu się o cenę wybrałem hotel i spokojnie odpocząłem po trudach podróży z Nepalu.

W stolicy Indii spędziłem w sumie 4 dni, połowę tego pobytu już wraz z moją dziewczyną, która w międzyczasie doleciała z Polski. Delhi jest na pewno miastem niezwykle ciekawym, zresztą najlepiej o tym świadczy, że aż trzy obiekty na jego terenie znalazły się na prestiżowej liście światowego dziedzictwa UNESO (Czerwony Fort, Qutub Minar i Grobowiec Humajuna), a do tego należy dodać, co najmniej kilkanaście innych miejsc wartych obejrzenia. Ogólnie rzecz biorąc mając tylko cztery dni na to miasto, należało wykonać wyboru najciekawszych atrakcji. Poza wspomnianymi obiektami z listy UNESCO byłem także w ogromnym delhijskim meczecie Dżami Masdżid, w bahaistycznej świątyni Lotosu, która jest oceniana jako jeden z najciekawszych przykładów współczesnej architektury sakralnej czy na Raj Ghat, gdzie skremowano Mahatmę Gandhiego. Dość przygnębiająca była wizyta w zoo, gdzie zwierzęta przetrzymywane są w bardzo prymitywnych warunkach. Zobaczyliśmy również pozostałości po średniowiecznych miastach Delhi. Oprócz imponującego XVIII-wiecznego Czerwonego Fortu odwiedziliśmy też o 100 lat starszy Purana Quila i położony na obrzeżach miastach, w dużej części całkowicie opuszczony Fort Tuhlaqabad z XIII wieku. Ten ostatni obiekt bardzo chciałem zobaczyć od momentu, gdy ujrzałem go z samolotu. Ta największa z delhijskich twierdz od razu zaimponowała mi ogromnym obszarem na jakim jest położona. Mogliśmy ją odwiedzić dzięki wykupieniu pewnej oferty turystycznej. O czym za chwilę. Najpierw obejrzyjmy zdjęcia z Delhi.




Old Delhi


Wystawa jednego z ekskluzywnych butików przy Connaught Place


Budynki rządowe Centralnego Sekretariatu


India Gate - jeden z symboli stolicy


Qutub Minar – najwyższy na świecie minaret, mierzący 72,5 metra


Stada drapieżnych ptaków, które krążą nad New Delhi jak gołębie nad Krakowem


Na dziedzińcu meczetu Dżami Masdżid


Świątynia Lotosu


Purana Quila - Stary Fort


Grobowiec Humajuna, który był główną inspiracją dla Szahdżahana, twórcy Taj Mahal. Dla mnie najładniejsze miejsce w Delhi.


Ruiny fortu Tuhlaqabad

Zacznijmy od początku, gdyż do dziś nie wiem czy padłem ofiarą pewnego rodzaju oszustwa czy też nie. Ostatniego dnia pobytu w Delhi udaliśmy się na stację kolejową w celu zakupu biletów do Shimli w Himachal Pradesh. Gdy dotarliśmy na dworzec zaczęliśmy wypytywać się, gdzie są kasy biletowe. Oczywiście jak to w Indiach od razu znalazł się jakiś miły człowiek informując nas, że bilety można kupić tylko w jednej z agencji turystycznych przy Connaught Place. Domyślając się, że to ściema zignorowałem go i zacząłem pytać kolejne osoby. W momencie jednak gdy cztery osoby pod rząd, w tym policjant podały nam ten sam adres daliśmy za wygraną i pojechaliśmy pod wskazany adres. Na miejscu miła, nie nachalna co w Indiach jest rzadkością, rozmowa o tym, gdzie chcielibyśmy pojechać i co zobaczyć. Gdy pada hasło Himalaje pan z agencji wspomniał, że ma wycieczki do Kaszmiru w dobrej cenie i że ten rejon poleca bardziej niż Himachal Pradesh. Wprawdzie początkowo odmówiliśmy, twierdząc, że Kaszmir nas nie bardzo interesuję pan z agencji podał nam cenę i warunki wyjazdu. Bardzo korzystne trzeba przyznać. Za 105 Euro mieliśmy otrzymać przelot samolotem do Srinagaru, transfery na lotniska, 3 noce w luksusowym domku na łodzi wraz z pełnym wyżywieniem, a widząc wahanie na naszych twarzach zaproponował jeszcze darmowe zwiedzanie Delhi. I właśnie wtedy wytargowałem wyjazd do oddalonego o ponad 20 km od centrum Fortu Tuhlaquabad. Na ofertę mimo naszej niechęci do wycieczek zorganizowanych się zgodziliśmy w związku z czym następnego dnia rano o umówionej godzinie przyjechał po nas kierowca i wkrótce znaleźliśmy się na pokładzie Airbusa 320 linii GOAir kierującego się do stolicy Kaszmiru - Śrinagaru.

Śrinagar
Śrinagar położony na wysokości 1800 m n.p.m. przywitał nas przyjemnym chłodem. Natomiast klimat samego miasta już od samego początku zrobił na mnie dziwne, by nie rzec niebezpieczne wrażenie. Pomyślałem sobie, że już kiedyś coś podobnego widziałem, a konkretnie to po wylądowaniu w Mineralnych Wodach na rosyjskim północnym Kaukazie. Po pierwsze dookoła sami muzułmanie, po drugie wszędzie pełno wojska, posterunków kontrolnych, a do tego niezbyt przyjazne napisy na murach w rodzaju „Indian dogs go home!” Na szczęście agencja z Delhi stanęła na wysokości zadania i faktycznie nocleg, który nam załatwiła był luksusowy. Zdecydowanie nasz „houseboat” jak w Kaszmirze nazywa się barki mieszkalne był najlepszym miejscem do spania spośród wszystkich, z których korzystaliśmy w Indiach. Jedyną niedogodnością byli sprzedawcy kwiatów, którzy codziennie rano podpływali pod naszą łódź i próbowali nam sprzedać chryzantemy, w Polsce kojarzące się dość jednoznacznie z cmentarzem.




Nasz „houseboat" na jeziorze Nagin


Zachód słońca nad Śrinagarem, widziany z naszej łodzi mieszkalnej

Od samego początku naszego pobytu zaczęły się niestety nachalne próby zagospodarowania naszego czasu w Kaszmirze przez udział w bardzo drogich wycieczkach. Najpierw zawieziono nas do jednej z agencji w centrum miasta, gdzie nasza odmowa zapłacenia ponad 100 Euro za dwie wycieczki górskie doprowadziła niemalże do awantury z właścicielem. W drodze powrotnej przez miasto zostaliśmy zatrzymani przez gościa, który odebrał nas z lotniska, który oświadczył nam, że wycieczki możemy wykupić tylko od niego, gdyż jest on naszym menadżerem. Wprawdzie wyśmiałem to stwierdzenie ale pan niezbity z tropu zaproponował nam wyjazdy w podobnej cenie, co poprzednia agencja. Na to się nie zgodziliśmy ale zdecydowaliśmy się zamówić u niego bilety kolejowe na naszą podróż po Radżastanie. To niestety okazało się błędem, gdyż znacznie przepłaciliśmy, a do tego dostaliśmy pociągi w gorszych klasach niż chcieliśmy. Jakby tego było mało niewiele brakło, a z całej naszej dalszej podróży nic by nie wyszło z powodu fatalnej organizacji w tej kaszmirskiej agencji. O tym jednak w dalszej części relacji. Generalnie jednak moje spostrzeżenie jest takie, że niska cena wycieczki do Kaszmiru była podyktowana właśnie możliwością „wydojenia” pieniędzy z turystów już na miejscu. Jak się okazało następnego dnia trafiliśmy do tego na okres strajku przeciwko indyjskiej okupacji, co spowodowało, że transport lokalny nie funkcjonował. Z pewnością dodatkowo zawyżało to stawki zorganizowanych wyjazdów, dla których w zaistniałej sytuacji nie było specjalnej alternatywy. W tej sytuacji postanowiliśmy odpuścić sobie zwiedzanie Kaszmiru i skupić się na Śrinagarze, który jest miastem bardzo ciekawym. Główną atrakcją stolicy Kaszmiru są jeziora: Nagin Lake, przy którym zacumowany był nasz „houseboat” i znacznie większe Dal Lake. Są one ze sobą połączone siecią kanałów, po których można pływać wynajętymi łodziami, z czego skorzystaliśmy. Podczas rejsu mieliśmy możliwość zobaczyć życie lokalnej ludności skoncentrowane wokół kanałów i jezior wzdłuż, których znajdują się pola uprawne, łowiska, a także wodny market, do którego dostać się można tylko łodzią. Oprócz tego mieliśmy wątpliwą przyjemność rejsu przez stare miasto, gdzie kanały są strasznie zapuszczone pełne śmieci, fekali i martwych zwierząt. Taka lokalna atrakcja zaproponowana nam przez naszego sternika, który okazał się sympatycznym mężczyzną, dla którego głównym powodem do dumy była żona …Francuzka. Oprócz zwiedzania jezior podczas naszego pobytu byliśmy również w kilku zabytkowych meczetach i pięknie położonej na wysokim wzgórzu świątyni hinduistyczną z czasów przed Chrystusem. Górujący nad miastem fort Hari Parbat okazał się natomiast niedostępny ponieważ jest on zajęty przez indyjskie wojsko.


Jeden z napisów w proteście przeciw rządom Indii w Kaszmirze. Bardzo ich wiele na ulicach Srinagaru


Stare miasto


Himalaje rozpościerające się nad Srinagarem


Hari Parbat Fort górujący nad Srinagarem. Ponieważ zajmuję go indyjska armia jest on symbolem indyjskiej dominacji nad Kaszmirem


Kanały miedzy jeziorami


Na wodnym markecie


Wzgórze na którym znajduję się świątynia Shankaracharya sprzed naszej ery


Meczet Hazratbal

Wyjazd z Kaszmiru niestety nie był już taki miły jak przylot samolotem. Najpierw czekała nasz 12-godzinna podróż jeepem do miasta Jammu, a następnie 15 godzin w pociągu do Jaipuru. Na to byliśmy przygotowani, jednak zdecydowanie nie na to, że w wyniku fatalnej organizacji wyjedziemy z Kaszmiru o ponad dwie godziny później niż planowaliśmy, w wyniku czego w Jammu wpadliśmy do pociągu już ruszającego z peronu. W związku z tym, że mieliśmy już kupione bilety na kilka kolejnych pociągów to gdybyśmy przyjechali dosłownie minutę później rozsypałby się cały plan naszego dalszego pobytu na północy Indii. To, że zdążyliśmy to był chyba największy cud tego wyjazdu i nie muszę wam mówić ile nerwów nas to kosztowało.




W drodze między Srinagarem a Jammu


Jaipur
W Jaipurze wylądowaliśmy umęczeni po bardzo długiej podróży, a stolica Radżastanu nie jest zdecydowanie miejscem sprzyjającym wypoczynkowi. To ogromne, tętniące życiem, liczące grubo ponad 3 miliony mieszkańców miasto, gdzie ciężko znaleźć jakąś oazę spokoju wolną od hałasu, tłumów i naganiaczy. Nam się to udało, na terenie niezwykłego zabytku Jantar Mantar, XVIII-wiecznego obserwatorium astronomicznego. Poza tym w „różowym mieście” jak nazywany jest Jaipur od charakterystycznego koloru na jaki pomalowane są budynki wzdłuż centralnych ulic miasta, odwiedziliśmy również słynny pałac wiatrów Hawa Mahal, wodny pałac Jal Mahal i górujący nad miastem, niewielki Nahargarh Fort. Droga do tego ostatniego obiektu stała się okazją do zobaczenia prawdziwego oblicza Jaipuru. Z dala od gwarnego centrum miasto robi przerażające wrażenie. Po ulicach chodzą stada zdziczałych, owłosionych świń zjadających wspólnie z krowami góry śmieci leżące właściwie na każdym rogu. Jakie zapachy się tam unoszą nie muszę chyba opisywać. Po drodze do fortu zostaliśmy jeszcze obrzuceni kamieniami przez grupę dzieci w wieku ok. 10 lat. Powodem była odmowa dania im pieniędzy. Potwornie zmęczeni całodziennym zwiedzaniem Jaipuru o północy stawiliśmy się na dworcu kolejowym by odjechać do kolejnego punktu naszej trasy – „błękitnego miasta” Jodhpur.



Pałac wiatrów Hawa Mahal zbudowany dla żon maharadży. Można było z niego obserwować ulice miasta samemu nie będąc widocznym




Jantar Mantar – XVIII. wieczne obserwatorium astronomiczne




W slumsach Jaipuru


Jeden z licznych fortów okalających miasto


Wodny pałac na sztucznym jeziorze


Słonie, na co dzień wożące turystów do Amber Fortu pod Jaipurem


Jodhpur
Do Jodhpuru, który okazał się najprzyjemniejszym punktem naszego pobytu w północnych Indiach dotarliśmy o 6 rano, po czym błyskawicznie dogadaliśmy się z rikszarzem i wyruszyliśmy do hotelu. By odpocząć po trudach podróży z Kaszmiru wynajęliśmy duży, komfortowy apartament, co okazało się koniecznym wyborem. Po podróżach w brudnych, gwarnych i zimnych wagonach w najniższej klasie „sleeper” sen był nam bardzo potrzebny. Po południu wyruszyliśmy do najbardziej imponującego zabytku jaki widziałem w Radżastanie, ogromnego Mehrangarh Fort, w którego wnętrzach mieści się bardzo ciekawe muzeum przybliżające życie maharadżów w minionych wiekach. Z kolei z murów fortu roztacza się wspaniała panorama błękitnego miasta. Dla takich właśnie widoków zdecydowanie warto przyjechać do Radżastanu.



Mehrangarh Fort


Odciski dłoni pozostawione przy bramie fortu przez spalone żywcem żony maharadży Man Singh. Pozostałość po dziś już zakazanej okrutnej tradycji sati


Jaswant Thada – mauzoleum z 1899 roku ulokowane w pobliżu fortu




Jodhpur widziany z fortu

Następnego dnia przespacerowaliśmy się po urokliwych uliczkach „niebieskiego miasta” i odwiedziliśmy wybudowany w latach 30-tych XX wieku imponujący secesyjny pałac Umaid Bhawan – ostatni z wielkich indyjskich pałaców. Wieczorem podziwialiśmy zachód słońca nad twierdzą Mehrangarth z restauracji znajdującej się na dachu jednego z hoteli, po czym udaliśmy się na dworzec kolejowy by pojechać do Agry, ostatniego punktu naszej podróży po północnych Indiach.


W niebieskim mieście


Pałac Umaid Bhawan

Agra
Już wjazd do miasta Agra zrobił na nas bardzo negatywne wrażenie. Pociąg wlókł się przez koszmarne slumsy, gorsze chyba nawet od tych w Jaipurze, a najbardziej nieprzyjemnym widokiem były przykryte całunem zwłoki ludzkie, wystawione tuż przy torach. Znalezienie hotelu w Agrze okazało się problemem. W tym jednym z najbardziej turystycznych miejsc w Indiach praktycznie wszystkie miejsca noclegowe były już zajęte więc zmuszeni byliśmy spać w jakiejś małej, brudnej klitce płacąc za to więcej niż za elegancki apartament w Jodhpurze. Generalnie jednak w Agrze wszystko było najdroższe z miejsc, które odwiedziliśmy w Indiach. Zaczynając od noclegu, przez restaurację, a na kosztującej 20 USD wejściówce do Taj Mahal kończąc. Taj Mahal, co prawda jest imponujący to jednak jego zwiedzanie do wielkich przyjemności nie należy. Problemy zaczęły się już przy wejściu. Gdy czekaliśmy wraz z poznanymi Polakami w długiej kolejce przy jednej z bram podszedł do nas chłopaczek oferując za „drobną” opłatą przejście bez kolejki. Zgodziliśmy się ale okazało się, że zaprowadził nas po prostu do innego wejścia, gdzie kolejka był trochę mniejsza. Skończyło się więc na awanturze gdy odmówiliśmy zapłacenia całej podanej przez niego sumy za tą wątpliwą usługę. Dobrze, że byliśmy w większej grupie. Następnie straciłem noszoną w plecaku butelkę z wódka, gdy okazało się, że przy wejściu są bramki do skanowania bagażu jak na lotniskach i takiego przedmiotu wnieść nie wolno. Już po wejściu na teren Taj Mahal okazało się, że w środku są niewiarygodne tłumy i praktycznie nie ma tam miejsca by usiąść i spokojnie pokontemplować piękno tej budowli, a do tego trzeba stanąć w kolejnej długiej kolejce by zobaczyć mauzoleum od środka. Warto dodać, że Taj Mahal leży nad rzeką. Przebywanie jednak w jej sąsiedztwie nie jest niczym miłym. To śmierdzący ściek, pełen śmieci, a ja wypatrzyłem pływającego w nim padłego bawoła. Podsumowując Taj Mahal chyba trzeba było zobaczyć ale na pewno już nigdy więcej się tam nie wybiorę.




Taj Mahal

Drugiego dnia pobytu zwiedziliśmy ogromny Czerwony Fort, miejsce z którego panowali nad swoim imperium Wielcy Mogołowie i zwany „Baby Taj Mahalem” grobowiec I'timād-ud-Daulah, który przypadł mi do gustu znacznie bardziej od odwiedzonego dzień wcześniej Taj Mahal. Głównie ze względu na skromne rozmiary i misterne wykończenie tej pięknej budowli oraz możliwość zobaczenia jej we własnym tempie, z dala od tłumów turystów.


Brama wejściowa do Czerwonego Fortu


A tu ciekawostka. Hindusi wprost uwielbiali mnie fotografować. Pewnie ze względu na mój wzrost. Tutaj akurat kulturalna grupa, która spytała o zgodę. Często jednak to robienie zdjęć przybierało zupełnie kuriozalne formy zdjęć a la paparazzi zza krzaka.


Mauzoleum Itmad-Ud-Daulah zwane „baby Taj Mahal

Z ulgą opuściliśmy więc Agrę, która jest dla mnie najokropniejszym miastem jakie do tej pory widziałem w życiu. Po noclegu w New Delhi nasza przygoda z północnymi Indiami skończyła się. 8 listopada 2010 roku odlecieliśmy via Bangalore do Trivandrumu w Kerali. Ale o tym już następnym razem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andrzej



Dołączył: 20 Mar 2006
Posty: 338
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 21:50, 21 Lut 2011    Temat postu:

Jako uzupełnienie mojej relacji wklejam schematyczną mapkę mojej podróży po północnych Indiach z zaznaczonymi miastami, które odwiedziłem.

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Wyjazdy zagraniczne - inne kontynenty Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deox v1.2 // Theme created by Sopel & Download

Regulamin